Zaczynamy nowy cykl na blogu. Co tydzień będziemy wrzucać nową część opowiadania-reportażu z naszego wyjazdu na Ukrainę, który odbyliśmy we wrześniu 2012 roku. Będzie w nim wiele ciekawych, a przede wszystkim praktycznych opowieści z naszej wyprawy.
Dzisiaj część pierwsza, o tym jak w ogóle dotarliśmy do tego pięknego kraju :)
Dzisiaj część pierwsza, o tym jak w ogóle dotarliśmy do tego pięknego kraju :)
Kijów
Podczas gdy nasi koledzy i koleżanki biegają po
biurach podróży i wykupują wycieczki do Egiptu czy Chorwacji, my z Nikodemem
obmyślamy plan naszej wrześniowej wyprawy. Wszystko po to, żeby te wakacje były
wyjątkowe i niezapomniane, ale także po to, by podczas letniego szaleństwa nie
pozbawić się resztek pieniędzy ze studenckiej kieszeni. Chcemy udowodnić
wszystkim, że można wyjechać na długo, do miejsc „egzotycznych”- odmiennych od
tych, które znajdziemy nad polskim morzem, ale za podobną kwotę. Początkowo
przeglądaliśmy oferty w naszych polskich kurortach, jednak koszt 4 dniowego
wyjazdu wydawał się nazbyt wysoki. To skłoniło nas do poszerzenia poszukiwań i
wykroczenia poza ojczyźniane granice. Zaczęliśmy więc od poszerzenia wiedzy w
Internecie. Mięliśmy już kilka pomysłów i perspektyw, jednak chcieliśmy jak
najdokładniej rozeznać się w kosztach i tak zwanych atrakcjach turystycznych. W
końcu padło na Krym. Rozpoczęliśmy od tego, jak się tam dostać. Najważniejsze
kryterium-tanio. Nikodem, specjalista od znajdywania tanich biletów lotniczych
(oczywiście tanich linii), wyszukał nam bilet z Katowic do Symferopolu, żeby
było taniej- przez Kijów. Takim oto sposobem do naszego podróżniczego planu
wpadło dodatkowe, ale jakże cudowne miasto. Podczas, gdy nasi znajomi pakowali
klapki do swoich walizek, my szykowaliśmy buty trekingowe i wygodne ubrania do
podróżniczych plecaków. Przecież nie będziemy podwożeni autobusami z miejsca na
miejsce, nie będziemy leżeć na leżakach przy basenie każdego dnia. Nas czeka
prawdziwa wyprawa! Pierwszą noc, tuż przed wylotem spędziliśmy w schronisku
młodzieżowym Ślązaczek w Katowicach. Był to najdroższy nocleg z całej naszej
wyprawy i wyniósł on 30zł od osoby.
Schronisko PTSM Ślązaczek w Katowicach
O godzinie 10.00, dnia 18go września z zapakowanymi po brzegi plecakami wyruszyliśmy
na Katowickie lotnisko. 230 minut później byliśmy już na Ukrainie.
Terminal A Portu Lotniczego Zhuliany w Kijowie
Jej stolica,
pełna monumentalizmu i charakterystycznych zabytków przywitała nas ciepłą i
przyjemną jak na wrzesień pogodą, można powiedzieć optymalną. Rozpoczęło się
nasze zwiedzanie. Na początku widzieliśmy stadion, na którym odbywał się finał
EURO2012. Następnie zasmakowaliśmy w lokalnych przysmakach, które znaleźliśmy
przy Placu Niepodległości. Pierepiczki i kwas chlebowy są najlepszą rzeczą jaką
dane nam było jeść na ukraińskiej ziemi. Był to naprawdę porządny obiad za
zaledwie 4zł. Z pełnym brzuszkiem a więc szczęśliwi wyruszyliśmy na dalsze
zwiedzanie.
Pierepiczki i kwas chlebowy na Placu Niepodległości
Niewielkimi, pięknymi uliczkami, pełnymi lokalnych sprzedawców
oferujących swoje wyroby rękodzielnicze. Dotarliśmy na wzgórze na którym
znajdowała się cerkiew Świętego
Andrzeja. Z niej rozciągała się przepiękna panorama na to majestatyczne miasto. Ten widok zainspirował nas do dalszych poszukiwań
cudownych miejsc, których do końca naszego pobytu na Ukrainie nie brakowało. Z
racji dość późnej pory, zmuszeni byliśmy do wyselekcjonowania miejsc, które
chcieliśmy odwiedzić. Kierując się do miejsca spoczynku widzieliśmy Sobór
Mądrości Bożej, a także Złotą Bramę, która jest fragmentem
monumentalnych średniowiecznych murów miasta. To właśnie ona strzegła wjazdu do
Kijowa od XI wieku. Następnie udaliśmy
się ulicą Chreszczatyk (Хрещатик) z powrotem do Placu
Niepodległości. Po dniu pełnym wrażeń dotarliśmy na miejsce
noclegu - hostel. Było to kilka pokoi wynajmowanych w domu prywatnym. Tą noc
spędziliśmy w czteroosobowym pokoju, który cały był do naszej dyspozycji.
Noc w Kijowie. Jutro lecimy na Krym
Już za tydzień kolejna część naszej opowieści :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz