W ubiegły weekend pogoda była paskudna. Z wiosennych
promieni słońca nie pozostał nawet ślad. Przeciwnie, padający śnieg,
dokuczające na zmianę przymrozki i odwilże dały się we znaki humorom większości
z nas. My znaleźliśmy jednak sposób, jak nie dać się tym wahaniom pogodowym, a
co za tym idzie nastrojowym i postanowiliśmy wprowadzić do naszego życia trochę
radości. Dawno temu usłyszeliśmy o festiwalu YAPA w Łodzi. Jest to studencki
festiwal piosenki turystycznej. Oboje słuchamy muzyki raczej mniej popularnej,
którą niektórzy traktują z lekceważeniem i niechęcią… Dlatego, że towarzyszą
jej teksty z duszą? Często bardzo poważne, trafiające w samo sedno? A może to,
że nie są to odgłosy dudniących w ściany basów, czy innych komputerowych tworów,
a brzmienia instrumentów z duszą-gitary, skrzypiec, harmonijek…? Dla nas jest
to coś więcej niż utwór płynący z głośników. To chwile na refleksje, relaks.
Wiąże się z nimi wiele wspomnień. Są one
ponadto doskonałymi kreacjami muzycznymi. Pełne radosnych dźwięków, szybszego
tempa dodają mnóstwo energii i radości. Taka jest właśnie piosenka turystyczna.
Ma nam dawać „kopa” w marszu pod górkę, wśród krętych szlaków czy długich
rejsów. Ma być inspiracją i dać motywację, ale przede wszystkim umilić nam czas
w wędrowaniu. Obecnie nieco zmieniły się również i te nurty muzyczne. Ale na
pewno nic nie idzie tu w złym kierunku. Można by rzec, że dostosowuje się do
ówczesności.
Festiwal YAPA wykreował wiele wspaniałych talentów poezji
śpiewanej. Większość słuchanych przez nas oboje zespołów zaprezentowało się tam
w latach studenckich i zjednało ze sobą publiczność. Zaczynali od niewielkiej
sceny, salki wypełnionej dwoma setkami osób, a obecnie grają na wielu scenach
teatrów polskich. Nie potrzebne im były blaski fleszów, setki wywiadów do
brukowców czy kompromitujące skandale, by jak najwięcej osób wiedziało o ich
istnieniu. To jest prawdziwa muzyka. Ona mówi sama za siebie. Tekst, muzyka to
to, co jest w niej tak naprawdę ważne. Przekaz. I jak widać nie trzeba więcej.
Bo tłumy na koncertach mówią same za siebie. A wśród tych setek innych osób my.
Zawsze zafascynowani i pełni podziwu dla osób, które tak pięknie władają gitarą
i piórem, chwytając za nasze serca.
Dom o Zielonych Progach
Wracając do tego, jak my znaleźliśmy się na YAPIE. Niewątpliwie ten weekend był dla nas ważny z wielu względów. Wszystko to, co wydarzyło się w Łodzi dodatkowo podniosło jego znaczenie. Już tydzień wcześniej mięliśmy zakupione karnety, zamówione miejsce noclegowe. Na festiwalu piosenki turystycznej znajdzie się miejsce dla każdego. Trwa on trzy dni. W piątek odbywa się przesłuchanie uczestników konkursu, które jest kontynuowane do popołudniowych godzin w sobotę. Następnie wieczorem rozpoczyna się koncert gwiazd, który trwa do późnych godzin nocnych, czy jak kto woli-wczesno porannych. Niedziela jest dniem ogłoszenia werdyktu i przyznania nagród najlepszym. Zakończenie stanowi występ za równo laureatów jak i znanych wszystkim Yapowiczom zespołów. Cała impreza odbywa się niezmiennie w tym samym miejscu, zawsze przy pomocy wolontariuszy – studentów. Na jednej z sal w Studium Wychowania Fizycznego i Sportu Politechniki Łódzkiej wokół sceny rozstawiane są drewniane ławeczki, jak te z podstawówki, kiedy to na lekcji wu-efu czołgaliśmy się na nich podczas zawodów drużynowych. I na takich oto ławkach siedzi się całe trzy dni dzielnie kibicując wybranych artystom, słuchając wspaniałych zespołów, od lad wiernych festiwalowi. Nie jest to takie łatwe, bo już po pierwszym dniu czujemy wszystkie kości, dlatego polecamy zabierać ze sobą podusię. To całkowicie ułatwi sprawę. I z rozdziawioną japą będziemy mogli szaleć wśród gwizdków, dzwonków, syren i budzików, a także wirujących nieustannie papierowych samolotów. To są właśnie tradycje Yapy. Zwyczaje nieustannie jej towarzyszące. To wszystko składa się na niesamowity klimat festiwalu. Na jego niepowtarzalność. Podczas niego jest mnóstwo chwil przepełnionych radością, szczęściem ale i tych wzruszających, w których trudno ukryć spływającą po policzku łzę. To jest to, co zawsze pozwala wierzyć, że są jeszcze miejsca i imprezy, które oprócz wspaniałej muzyki przekazują też wartości. Tam setki nieznanych sobie osób nagle jednoczą się i przez cały weekend wspólnie bawią się zarówno podczas koncertów jak i w akademikach, gdzie na każdego wędrowca czeka miejsce noclegowe w warunkach turystycznych.
Paweł Orkisz
My również z nich skorzystaliśmy i musimy przyznać, że był
to niezapomniany czas. Wszystkie usłyszane historie pozostaną w pamięci na
lata. A na Yapę będziemy wracać co roku. Być może już nie jako widzowie, ale
jako wykonawcy konkursowi… To jest to, na czym nam teraz zależy. Zmierzyć się z
innymi Artystami na scenie, która przyjęła tylu Wielkich. Zagrać dla bardzo
wymagającej, ale przesympatycznej publiczności. To cel na najbliższe spotkanie
w Łodzi…
Informacja praktyczna: do Łodzi dotarliśmy Polskim Busem z Poznania (15 zł od osoby), noclegi były darmowe :)
Kilka zdjęć pokazujących klimat:
Kasia niesie zaopatrzenie na całonocny koncert: woda mineralna i pizza od "Grubego Benka:
Tradycyjny Can Can
Kolejka do toalety
Można także kupić płyty i koszulki festiwalowych zespołów
Nasz nocleg
Nie tylko ludzie przybywają na YAPę :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz